Dzisiejszy przepis zatytułowałam po prostu kociołek, bo u nas w domu tak najczęściej mówiliśmy na to proste, ale jakże fantastyczne danie. Inne nazwy to: pieczonki, prażonki, maścipula (to mnie tak rozbawiło, że hej!), duszaki, prażone, prażuchy. Super sprawa na plenerowe spotkanie z rodziną czy przyjaciółmi - wcześniej wszystko kroimy, a potem fru na ogień i robi się samo :) Krojenie można potraktować jako integrację i zaangażować również gości, a co! Uwaga! Jedzą to nawet moje wybredne dzieci :)
SKŁADNIKI*:
- biała kapusta
- cebula
- ziemniaki
- boczek surowy wędzony
- kiełbasa (typu śląska, regionalna, ogniskowa itp.)
- ziele angielskie, liść laurowy, sól, pieprz
- żeliwny kociołek
*nie podaję proporcji, bo kociołki mają różną wielkość; drugi powód jest taki, że proporcje robimy na oko i według własnego gustu - jeden woli więcej ziemniaków, jeden więcej kiełbasy itd.; zadajcie się na intuicję (ja zresztą zawsze wszystkiego nakroję za dużo i zostaje mi na drugi niepełny kociołek ;)
PRZYGOTOWANIE:
UWAGA!
Pieczonki mają różne wersje. Słyszałam, że niektórzy dodają do nich buraki. Wczoraj, dzięki mocy facebooka, poznałam kolejną ciekawą wersję - by zamiast pokrywką kociołek przykryć darnią (trawą do potrawy, ziemią do góry, żeby była jasność :)). Kiedyś wypróbuję, tylko czy lubliniecka darń da radę? ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz