Miało być trudno, smutno, a było...
pięknie. Pierwsze Święta bez Niej. Mamusia odeszła w sierpniu,
więc Święta bez Niej nie były nagłą niespodzianką.
SKŁADNIKI:
PRZYGOTOWANIE:
Od dawna
miałam marzenie dotyczące dużej, rodzinnej, wspólnej Wigilii.
Chciałam taką zrobić w tym roku, bo planowałam urządzić sobie
kuchnię. I w tej kuchni, jak prawdziwa gospodyni wigilijna,
przygotować tradycyjne potrawy. Goście mieli zachwycać się nową
kuchnią, moimi wyczynami kulinarnymi i wspólnie spędzonym
świątecznym czasem. Wśród nich miała być Ona – najważniejsza
kobieta w moim życiu. Kibicowała moim (naszym) planom bardzo. Aż
wreszcie nadeszła ta bolesna chwila. Ale marzenie o rodzinnej
Wigilii (i kuchni) pozostało. Zwłaszcza, że w tych
najtrudniejszych chwilach chciałam być razem z Tatusiem i Beatką
(moją Siostrą) oraz jej Rodzinką. No i okazało się, że jednak
Rodzina U. ma inne plany. Uszanowałam, cóż miałam zrobić. I
wtedy zadziałał nasz najwspanialszy Anioł. Niedługo przed
Świętami Beatka z Rodziną zdecydowali się spędzić je u nas.
Moje marzenie (nie to o kuchni, ale to inny temat) się
spełniło. Rodzinna, duża Wigilia. Stół nakrywałam na 8 osób,
do tego dwa niemowlaki i puste miejsce, które nie było puste –
ono było dla Niej. Podczas Wigilii to Mamusia zwykle przemawiała.
Jeszcze przed wieczerzą Mąż zapytał mnie czy ma coś powiedzieć,
bo mnie może być trudno. Umówiliśmy się, że będzie mówił On,
a ja ewentualnie coś dopowiem. Kiedy zgromadziliśmy się przy
stole, Jacek przeczytał Ewangelię, a potem głos niemal uwiązł mu
w gardle. Samo to było bardzo wzruszające. Powiedział parę słów,
pomodliliśmy się za tych, których z nami już nie ma. Potem ja
chciałam coś dodać. Przez łzy powiedziałam, że tegoroczna
rodzinna Wigilia miała wyglądać inaczej. Ale jestem wdzięczna za
to, że jest rodzinna, a Ona i tak jest z nami. Czujemy to wszyscy
wciąż. To naprawdę niesamowite. Podziękowałam też za dobro,
które wydarzyło się w mijającym roku – rodzina powiększyła
się o dwa urocze Szkraby. Smuci mnie jedynie, że te Szkraby nie
będą pamiętać Babci. Babci, która kochała je najbardziej na
świecie (podobnie jak pozostałą starszą trójkę, która na
szczęście ma szansę zapamiętać obraz Babci Ilonki). Babci, która
nie gotowałaby im co prawda pierogów i nie piekłaby ciast
drożdżowych, nie robiłaby skarpet na drutach, ale.. siadałaby z
nimi na dywanie i bawiła się kolejką, grałaby w Grzybobranie,
cierpliwie po raz setny tłumaczyłaby „co to?”, „po co?” i
„dlaczego”, kochałaby, przytulałaby, całowałaby, głaskałaby
z czułością... tak jak nas, kiedy byłyśmy z Beatką małe. Na
koniec, wracając do Wigilii, było rodzinnie (o czym już
napisałam), było wzruszająco (też nadmieniłam), było smacznie.
Święta miały smak tych sprzed lat, bo smaki Maminych Świąt
zostały z nami, udało się nam je zachować i odtworzyć (poza
kompotem, który wyszedł... lepszy!). Było także bardzo radośnie
– spróbujcie się nie uśmiechnąć kiedy dwa czterolatki i jedna
trzylatka krążą wokół swoich prezentów, czekając aż będą
mogli je otworzyć, bo można to zrobić dopiero, kiedy wszyscy swoje
podarki otrzymają. To jest wiek, w którym nawet nie próbuje się
udawać cierpliwości.
Miał być morał. W zasadzie nie wiem co
mądrego na koniec napisać. Może to, że gdzie jest MIŁOŚĆ, tam
nawet to, co wydaje się smutne, trudne i trochę przerażające,
staje się oswojone, a nawet czerpiemy z tego radość. Bo te Święta
naprawdę były wyjątkowe – z jednej strony z wielkim poczuciem
pustki, ale z drugiej z poczuciem niezwykłej wspólnoty. To chyba
faktycznie jest tak, jak powiedział mi pewien ksiądz – Mamy już
nie ma, ale MIŁOŚĆ pozostała.
P.S. Dzieciątko przyniosło mi prezent - chyba zaakceptowało, że piszę bloga ;)
Coś chcę napisać, ale brak mi słów. Wzruszylam się. Niech miłość, czułość i życzliwość promieniuje na Cały Swiat Was otaczający. Podarować dzieciom takie uczucia to najcenniejsze co można dać. Nie ma nic cenniejszego, ważniejszego.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za ten komentarz. Ten wpis napisałam bardzo spontanicznie. Teraz wiem, że warto było się nim podzielić :)
Usuń